Jakiś czas temu wspominałam, że dostałam do testowania trzy maskary Wibo//Lovely. Swoją ulubioną już zrecenzowałam, teraz czas na kolejny świetny produkt od Lovely.
Producent obiecuje spektakularny efekt sztucznych rzęs. Czy warto mu zaufać? Przeczytajcie recenzję do końca.
Opakowanie: Jest ładne, zgrabne, poręczne. Utrzymane w odcieniach różu. Zawiera 11g tuszu. Niestety, napisy bardzo szybko i łatwo się ścierają.
Kolor: Czerń tuszu jest naprawdę nasycona. Idealnie pokrywa moje niemalże bielusieńkie rzęsy.
Szczoteczka: Jest duża, zawiera pełno włosków. Do złudzenia przypomina Colossal Volum od MNY. Kiepsko rozczesuje i rozdziela rzęsy, ale mi na tym nie zależy. W połączeniu z innym tuszem czy grzebykiem, fakt ten nie jest problemem.
Minusem jest także to, że szczoteczka nabiera dużą ilość tuszu, jest bardzo mokra, przez co łatwo nabawić się efektu lekko sklejonych rzęs.
Konsystencja i wydajność: Raczej normalna, typowa. Tusz jest wydajny.
Działanie: Rzęsy są naprawdę genialnie wydłużone i pogrubione, jednak nie zauważyłam obiecanego efektu sztucznych rzęs. Maksymalnie podkreśla oko, a rzęski wydają się gęstsze. Przy odpowiednim manewrowaniu szczoteczką można uzyskać efekt idealnie podkręconych rzęs, jak po użyciu zalotki. Trzeba jednak nabrać trochę wprawy.
Można nałożyć max. 2-3 warstwy. Oko jest wyraźne i piękne, a rzęsy nie są nieestetycznie posklejane.
Ponadto nie kruszy się, nie osypuje, nie rozmazuje, nie znika w ciągu dnia. Generalnie trwałość oceniam jako bardzo dobrą.
Stosowanie maskary nie koliduje z użytkowaniem soczewek. Nie podrażnia, nie uczula.
Ocena ogólna: Rzęsy są takie jak lubię, czyli długie, grube i gęste. Oko jest wyraźnie podkreślone, a na tym mi zależy. Ponadto włoski nie są sklejone, a trwałość jest niemalże doskonała. Łatwo się nakłada, demakijaż też nie sprawia problemów.
Bardzo lubię tę maskarę, z resztą jak większość od Wibo czy Lovely, a ta należy do jednych z ulubionych. W skali szkolnej oceniam ją na mocne 4+.
Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt. Fakt ten nie ma żadnego wpływu na moją ocenę.
nie miałam tuszu ale może bym się skusiła gdybym miała szafę Lovely u siebie ;/
OdpowiedzUsuńTeż kojarzy mi się ta maskara z tą Colossal Volume:)
OdpowiedzUsuńno ciekawe brzmi - byc może kiedys sie na neigo skusze- tylko co do tuszy to mam ogromne wymagania :)
OdpowiedzUsuńświetny pomysł na bloga. Życzę wytrwałości w prowadzeniu. pozdrawiam i obserwuję
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie :)
OdpowiedzUsuń