31 mar 2013

Walka z trądzikiem w nocy z pomocą regenerującego kremu korygującego od Tołpy

Wszystkim Wam, życzę wesołych i radosnych świąt wielkanocnych spędzonych w gronie rodzinnym. I oczywiście, tradycyjnie, smacznego jajka!
Moja dłuższa nieobecność uzależniona jest od czynników niezależnych ode mnie, ale powoli staram się nadrobić wszelkie zaległości.

Na początku bieżącego roku otrzymałam do przetestowania kilka kosmetyków od Tołpy, które zostały dobrane do potrzeb mojej skóry. Dziś powiem kilka słów o absolutnym hicie, do którego będę wracać już zawsze.
A jest to regenerujący krem korygujący na noc z serii Dermo Face Sebio od Tołpy.


Mam cerę przede wszystkim trądzikową i mieszaną, ale także wrażliwą i skłonną do przesuszeń. Potrzebuję więc specjalistycznej i profesjonalnej pielęgnacji.
Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie miałam styczności z kremami na noc. Zazwyczaj stosowałam maści silnie wysuszającej, oczywiście punktowo. Po dłuższym czasie zdałam sobie sprawę, że to był ogromny błąd. Moja cera jest kapryśna, ale potrzebuje nawilżania, a nie wysuszania. Wszelkie niedoskonałości były wynikiem nadmiernego przesuszania skóry.

Kosmetyk zamknięty jest w aluminiowej tubce o pojemności 40 ml. Konsystencja jest gęsta, dzięki czemu specyfik dobrze się rozsmarowuje i przede wszystkim jest bardzo wydajny. Szybko się wchłania, ale pozostaje wyczuwalny na twarzy. Jednakże nie jest to nieprzyjemne uczucie. Jedyne, co mi w nim przeszkadza to zapach, ale to oczywiście kwestia gustu. Ja mimo prób, niestety, nie mogę go znieść. Na szczęście szybko się przyzwyczajam do tej woni.


Buzia zaraz po zastosowaniu staje się gładka i miękka w dotyku. Nie odczuwam uczucia pieczenia, ani ściągnięcia skóry. 
Krem jest hypoalergiczny, nie uczula i nie podrażnia. Wręcz przeciwnie, łagodzi drobne podrażnienia i niweluje suche skórki. Mimo rozszerzonych porów skórnych i wysokiej skłonności, kosmetyk nie zatyka. Nie przyczynia się do powstawania nowych niespodzianek.

Efekty widać już po kilkakrotnym użyciu. Cera rano staje się promienna i wypoczęta. Koloryt jest równomierny, bardzo zdrowy. Najlepsze rezultaty można zauważyć przy regularnym stosowaniu. Ja zauważyłam ogólną poprawę stanu cery.
Krem pomógł mi w długotrwałej walce z trądzikiem. Jest lekki, nie wysusza, a tego właśnie mi trzeba. Pozwala skórze oddychać. Zapobiega i niweluje powstałe już niedoskonałości. Ponadto hamuje wydzielanie sebum, dzięki czemu nie widzę już nadmiernego świecenia w strefie T. Działa antybakteryjnie.
Jeżeli uważacie, że kosmetyk ma wystarczająco dużo zalet, to na koniec dodam, że skóra rano jest zregenerowana, matowa i świeża.


Podsumowanie

Z kremem początkowo się nie polubiłam. Dlaczego? Myślałam, że to on jest przyczyną niespodzianek na mojej twarzy. Po długotrwałym dochodzeniu okazało się, że moim wrogiem nie jest krem, a... podkład! Nie wiem jakim cudem zauważyłam to dopiero teraz!
Na szczęście od dłuższego czasu używam kremu BB od Oceanic AA i moja cera wreszcie jest piękna i wolna od niedoskonałości. O kremie pisałam już kiedyś i ponownie zachęcam do wypróbowania.

Krem okazał się rewolucyjnym kosmetykiem dla mojej cery. Buzia nie przyzwyczaiła się do niego (nie uodporniła), więc efekty nadal są wspaniałe. Jeżeli macie młode cery, z podobnymi problemami skórnymi, co ja, z całego serca polecam!

Moja cena w skali od 1 do 5... przekracza tą skalę! Z czystym sumieniem przyznaję 6, będę do niego wracać i zachwalam ponad wszystko.

Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.



Co sądzicie o produktach Tołpy? Macie swoich ulubieńców? Podzielcie się ze mną!

26 mar 2013

Szampon do włosów z naturalnym chlorofilem, Biały Jeleń

Mam włosy przetłuszczające się u nasady, a przesuszone i zniszczone na końcach. Myję zatem głowę codziennie. Szampon to kosmetyk, który schodzi u mnie błyskawicznie. 
Ostatnimi czasy miałam okazję przetestować szampon do włosów z naturalnym chlorofilem do skóry tłustej, wrażliwej, ze skłonnością do alergii. Ciekawe, jak się u mnie sprawdził?


Opakowanie jest zwykłe, zawiera 300 ml płynu. Niewątpliwym atutem jest szczelna, acz sprawnie otwierająca się i zamykająca nakrętka.

Konsystencja jest żelowa, bardzo rzadka. Wydajność oceniam na przeciętną. Mimo wszystko kosmetyk całkiem dobrze się pieni, z całą pewnością to zasługa SLS, górującego jako druga pozycja w składzie.

Zapach jest przyjemny, lekki, odświeżający. Przywodzi mi na myśl energizujący żel pod prysznic. Woń utrzymuje się do paru godzin po zastosowaniu (jeśli nie zastosujemy odżywki).


Głównym atutem tego szamponu jest dokładne oczyszczenie. Właście tego przede wszystkim oczekiwałam. Włosy się nie plączą, mimo, iż posiadam bardzo zniszczone kosmyki. Jednakże są matowe, szorstkie, bez blasku. Są skłonne do elektryzowania się i puszenia. Jeśli chodzi o rozczesywanie- bez odżywki ani rusz!

Jestem zmuszona myć włosy codziennie (w wyjątkowych przypadkach co 2 dzień) i miałam nadzieję, że szampon odrobinę przedłuży świeżość kosmyków. Tak się jednak nie stało. Nie hamuje przetłuszczania włosów i wydzielania sebum. Jednakże łagodzi podrażnioną, wrażliwą skórę głowy.


Generalnie, szampon spełnił swoje podstawowe zadanie, gdyż dobrze i dokładnie oczyszcza. Jednakże zawiodłam się, bo miałam nadzieję, że mój problem wiecznie tłustych włosów odrobinę się unormuje. Niestety, ten szampon mi w tym nie pomógł, ale i nie zaszkodził.
Skóra głowy pozostaje świeża i pachnąca, a także złagodzona. To także duży plus. Jednak dla mnie to o wiele za mało, dlatego oceniam ten kosmetyk na 3+.




Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.

Emulsja do higieny intymnej dla skóry wrażliwej, Biały Jeleń

Kosmetyki do higieny intymnej należą do grupy tych, bez których nie wyobrażam sobie normalnego funkcjonowania w ciągu dnia. Nie ukrywam, że przetestowałam sporo tego typu produktów, mam więc już ustawioną wysoką poprzeczkę wobec nich.
Czy emulsja do higieny intymnej z szałwią i ogórkiem do skóry wrażliwej jest godna polecenia i z czystym sumieniem mogę ją polecić? Przekonajcie się sami!


Opakowanie jest niemalże identyczne jak żelu, o którym wspominałam zaledwie notkę wcześniej. Różnią się jedynie szatą graficzną (etykietą) oraz pojemnością. Ta butelka zawiera 300 ml płynu. Nakrętka jest identyczna, typowa na klik. Prosta w obsłudze i bardzo praktyczna.

Konsystencja jest rzadka, galaretowata. Przypomina lejącą się galaretkę. Jednak kosmetyk jest wydajny.

Zapach jest świeży i delikatny. Właśnie tak powinien pachnieć specyfik do higieny intymnej.


Emulsja dobrze się pieni i spłukuje. Pozostawia skórę dobrze, aczkolwiek delikatnie oczyszczoną i odświeżoną. Pozostawia komfort na cały dzień. W moim przypadku złagodził wszelkie podrażnienia i zapobiegł ich powstawaniu. Podczas testowania nie zauważyłam występowania infekcji czy jakiegokolwiek problemu miejsc intymnych. Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że kosmetyk pomaga w intensywnej pielęgnacji, nawilża.

Podsumowując, produkt Biały Jeleń jest delikatny i skuteczny. Jestem bardzo zadowolona z jego działania. Nie wiem czy do niego jeszcze wrócę, gdyż nadal poszukuję ideału, ale ta emulsja z całą pewnością jest tą po którą z przyjemnością sięgnę w odległej przyszłości.
Generalnie oceniam na mocną 4.


Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.

Hipoalergiczny żel do mycia twarzy z aloesem i ogórkiem, Biały Jeleń

Kilka tygodni temu wspominałam o tym, że mam przyjemność testowania kilku produktów Biały Jeleń od Polleny Ostrzeszów.
Dziś chcę przedstawić moją recenzję hipoalergicznego żelu do mycia twarzy z ogórkiem i aloesem do cery normalnej i mieszanej ze skłonnością do alergii. 
Nie wiem, jak Wy, ale ja znam już opinię na jego temat chyba wszystkich znanych mi bloggerów. Dlatego będzie krótko, zwięźle i na temat.


Opakowanie jest zwykłe, minimalistyczne. Uwielbiam przezroczyste butelki, gdyż doskonale widać zużycie produktu. Pojemność to 200 ml. Zakrętka to typowy klik. Generalnie całość jest poręczna i przejrzysta. Jak najbardziej na plus.

Konsystencja jest półpłynna. Nie jest ani zbyt rzadka, ani zbyt gęsta. Dla mnie idealna. Dzięki temu aplikacja nie sprawia żadnego problemu. Nie pieni się zbyt dobrze, ale mimo to kosmetyk jest wydajny.

Zapach jest piękny, lekki, świeży. Najbardziej wyczuwam woń ogórka. Bardzo podoba mi się ta woń.


Po umyciu buzia jest czysta i odświeżona. Doskonale radzi sobie z wszelkimi zanieczyszczeniami, makijażem, nawet tuszem do rzęs. W moim przypadku nie podrażnił oczu i skóry a także nie uczulił. Nie spowodował wysuszenia czy ściągnięcia naskórka, choć czytałam, że u niektórych osób potrafi być kapryśny.

W dotyku cera jest gładka i miękka. Mam wrażenie, że jest lepiej nawilżona. Drobne podrażnienia są złagodzone, a produkcja sebum jest ograniczona (przede wszystkim w strefie T). Jednakże nie polecam do cer trądzikowych, nie poradzi sobie z problemami skórnymi. Najbardziej nadaje się na okres wiosenno-letni, gdy potrzebujemy tylko delikatnego oczyszczenia i odświeżenia bez wysuszenia cery, a nie dogłębnego oczyszczenia.


Suma summarum, jestem zadowolona z tego produktu. Wykazuje wysoką tolerancję dla mojej mieszanej, skłonnej do przesuszeń, wrażliwej i trądzikowej cery. Oczywiście nie oczekuję od niego redukcji zaskórników, ale potrafi utrzymać produkcję sebum w równowadze.
Cera jest świeża i czysta, ma wyrównany koloryt. W dotyku aksamitna i wygładzona.
Opakowanie nie jest zachwycające, ale nie oceniaj książki po okładce.
Z przyjemnością kupię następną butelkę żelu, zwłaszcza na lato. Ku temu zachęca mnie przede wszystkim działanie, a także wysoka wydajność i bardzo niska cena w stosunku do jakości.

Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.



A Wy, znacie już produkty Biały Jeleń? Lubicie je?

23 mar 2013

Rozświetlający róż do policzków, Paese

O Paese słyszałam już wiele pochlebnych słów, jednak nigdy nie zdecydowałam się na spróbowanie. Marka nie wzbudzała we mnie należytego zaufania, a i ceny wydawały mi się wygórowane.
Jednakże niedawno trafiłam na promocję w osiedlowej drogerii, w której jedna sztuka kosztowała zaledwie 6 zł. Oczywiście skusiłam się, żal przegapić taką okazję na przetestowanie nowości.


Opakowanie: Zwykłe, standardowe, klasyczne. Takie, jak lubię.

Kolor: Wybrałam odcień 22, jest to ceglasta pomarańcz połączona z brązem. Świetna alternatywa dla różowych róży. Pigmentacja jest idealna. Barwa jest odpowiednio nasycona, by nadać piękny kształt i blask kości policzkowych, ale nie na tyle intensywny, by móc sobie zrobić nim krzywdę. Nawet osoby zaczynające swoją przygodę z różem do policzków powinny być zadowolone. Gama kolorystyczna jest szeroka, każda kobieta powinna znaleźć coś dla siebie.
Zawiera malutkie drobinki brokatu.

Wydajność: Jest w porządku, jednakże na różu pozostają wgłębienia od pędzla, przez co kosmetyk się kruszy, a co za tym idzie- marnuje.


Trwałość: Przeciętna, szybko znika z twarzy. Dla mnie nie jest to problemem, gdyż czasem robię drobne poprawki w ciągu dnia.

Działanie: Róż przepięknie modeluje kształt twarzy, nadając jej świeży i zdrowy wygląd. Idealnie stapia się z odcieniem skóry czy podkładu, nadając piękny blask. Nie pozostawia smug ani plam.
Aplikacja jest łatwa i nie sprawia żadnych problemów. Można nałożyć róż równomiernie zarówno za pomocą pędzla jak i palcami.
Bardzo ważne dla mnie jest to, że nie zapycha porów ani nie uczula mojej wrażliwej skóry. Mam skórę trądzikową, więc to dla mnie bardzo znaczące aspekty. Na szczęście kosmetyk jest dla skóry całkowicie obojętny. No i nie podrażnia, co też niezwykle istotne.
Producent obiecuje pielęgnację i ochronę naskórka dzięki zawartości witamin A, C, E. Duży plus za filtr UV.


Ocena ogólna: Reasumując, róż jest naprawdę dobry. Nie jest moim kosmetycznym ideałem, ale z pewnością do niego wrócę i wypróbuję jeszcze warianty kolorystyczne.
Podoba mi się kolor, poręczne opakowanie i wygląd dla twarzy po użyciu kosmetyku. Ponadto moja skóra bardzo dobrze go toleruje, więc nie widzę żadnych przeszkód w rozpoczęciu dłuższej współpracy.
Nie podoba mi się krótkotrwały efekt, choć poprawka to na szczęście chwila moment.
Generalnie oceniam produkt  w skali od 1 do 5 na mocne 4.

A Wy, próbowałyście kiedyś kosmetyków od Paese?

20 mar 2013

Szklany pilnik Donegal F3 Systems

Zapewne wiecie, że borykałam się z problemem łamliwych, kruchych paznokci. Odpowiednia pielęgnacja (odżywki do paznokci i suplementy diety) pomogły wzmocnić płytkę i wyhodować długie, zdrowe i piękne pazurki. 
Jednak zawsze marzyłam o kwadratowym kształcie paznokci. Niestety owa postać jest bardzo trudna w utrzymaniu u słabych paznokci.
Mój osąd będzie bardzo obiektywny- jest to pierwszy szklany pilnik, z jakim kiedykolwiek miałam do czynienia.


Producent twierdzi, że pilnik nadaje się zarówno do paznokci naturalnych, jak i sztucznych. Produkt wykonany jest z hartowanego szkła. Jest odporny na działanie wysokiej temperatury, co pozwala na skuteczne usuwanie bakterii i drobnoustrojów.

Wizualnie pilnik zrobił na mnie dobre wrażenie. Pilnik ma transparentny kolor, rączka jest cieniowana. Całość prezentuje się bardzo schludnie i estetycznie. Mimo, iż produkt z pozoru wydaje się kruchy (hartowane szkło) jest niezwykle odporny na urazy mechaniczne. Wielokrotnie spadł mi na podłogę i po jakichkolwiek uszkodzeniach czy rysach nie ma żadnego śladu.

Dźwięk podczas piłowania absolutnie mi nie przeszkadza, z resztą jest on bardzo charakterystyczny dla pilników szklanych.


Pilnik dobrze i pewnie leży w dłonie, dzięki czemu skracanie płytki paznokcia jest szybkie i sprawne. Nie jest zbyt ostry, dzięki czemu nie haczy pazurków, a raczej wygładza.


O dziwo, produkt ten pomógł mi w utrzymaniu przyzwoitego stanu paznokci. Zapewnia wymarzony kształt, przy czym zapobiega rozdwajaniu i łamaniu się płytki. Naprawdę świetnie się sprawdził. Lubię mieć go zawsze przy sobie i co jakiś czas (chociażby z nudów) poprawić kształt pazurków.
Ponadto na powierzchni nie pozostają żadne ślady lakieru do paznokci, możemy więc popracować nad udoskonaleniem wyglądu naszej płytki  bez konieczności zmywania emalii.

Pilniczek jest bardzo poręczny, mieści mi się w każdej kosmetyczce i torebce. Sprawdza się nawet w awaryjnych sytuacjach.
Jestem bardzo zadowolona i polecam wszystkim kobietom, a przede wszystkim posiadaczkom długich paznokci!
Użycie jest dziecinnie proste, a nasze pazurki pięknie się odwdzięczą.



Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.

17 mar 2013

Wibo, tusz do rzęs Lift Lash XXL Volume

Uwielbiam maskary. To jedyny kosmetyk, z którego po prostu nie potrafię zrezygnować. 
Mam kilka swoich ulubieńców, ale nigdy do nich nie wracam. Często zmieniam i lubię testować nowe tusze. Produkt Wibo mimo, iż uwielbiam tą markę, mocno mnie zaskoczył. Oczywiście pozytywnie. Najbardziej zdumiewająca była dla mnie szczoteczka, ale efekt, jaki otrzymujemy po wykonaniu makijażu jest zachwycający. Z resztą, zobaczcie sami!


Opakowanie: Tusz zamknięty jest w niebieskim opakowaniu (co widać powyżej) o pojemności 8 ml. Generalnie przykuwa uwagę, choć opakowanie jest odrobinę tandetne. Jednak staram się nie oceniać produktu po wyglądzie zewnętrznym, a zawartości.

Wydajność: Produkt jest bardzo rzadki, ale nie jest to jego wada. Aplikacja jest łatwa, nie spływa z rzęs. Moim zdaniem jest wydajny.

Szczoteczka: Jak dla mnie to absolutna nowość. Przyznam się, że nigdy w życiu nie kupiłam maskary ze szczoteczką w kształcie łuku. Na początku nie mogłam więc się z nią oswoić.
Nic nie wydłuża rzęs jak ta maskara! Niestety kiepsko (a może nawet wcale) nie rozczesuje rzęs, a szczoteczka nabiera nadmiar tuszu, przez co łatwo skleić sobie włoski.


Kolor: Czerń tuszu jest bardzo intensywna, nasycona. Idealnie pokrywa naturalny kolor rzęs.

Działanie: Jak już wspomniałam, żadna maskara nie wydłużyła moich rzęs tak mocno jak ta. Wyglądają po prostu jak firanki. Są też odpowiednio podkręcone. Zalotka jest oczywiście zbędna. Oczy są mocno i idealnie podkreślone.
Ponadto nie podrażnia wrażliwych oczu i dobrze współgra z soczewkami. Jest absolutnie neutralny.
Niestety, rzęski są kiepsko rozdzielone i rozczesane. Po aplikacji tuszu zazwyczaj używam grzebyka.
Trwałość jest w porządku, choć uważam tę maskarę za kapryśną. Zdarzało się, że utrzymywała się na rzęsach cały dzień, a kilkakrotnie zauważyłam, że w ciągu dnia po prostu... zniknęła. Jednakże nie kruszy się i nie osypuje, a to dla mnie bardzo ważne.


Ocena ogólna: Jak już wspominałam, uwielbiam maskary Wibo. Ta niestety nie trafia na listę moich ulubionych, ale gdy potrzebuję maksymalnego wydłużenia i podkręcenia jest po prostu niezastąpiona. Mimo wielu niedogodności spełniła obietnice producenta i moje oczekiwania wobec niej. Mam o niej dobrze zdanie i w skali szkolnej oceniam ją na 4.



Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.




Follow my blog with Bloglovin

14 mar 2013

Lakier do paznokci Donegal Beauty Shine, Sweet Lollipop

Jakiś czas temu do testowania otrzymałam zestaw do paznokci od Donegal. W skład paczuszki wchodziły takie produkty jak zmywacz, pilnik i lakier do paznokci.
Dziś z przyjemnością przedstawię Wam recenzję tego ostatniego.

Kolory na paznokciach zmieniam bardzo często. Moimi ulubionymi kolorami są odcienie różu i czerwieni. W związku z tym, że niedawno zrobiłam porządki w lakierach, moja kolekcja różowych znacznie się uszczupliła.
Ten kolorek wybrałam sobie sama i dziękuję bardzo za taką możliwość.


Opakowanie: Buteleczka jest mała, zawiera 6 ml produktu. Jak dla mnie to odpowiednia ilość, gdyż rzadko jestem w stanie wykończyć jakikolwiek lakier do paznokci. Wizualnie prezentuje się bardzo ładnie, co zresztą widać na powyższym zdjęciu.

Konsystencja: Jest odpowiednio rzadka. Lakier szybko i sprawnie pokrywa płytkę, nie tworząc smug i nie pozostawiając prześwitów.

Pędzelek: Wąski, standardowy pędzelek umożliwia równomierną aplikację. Zapewnia idealne krycie paznokcia. Jest wygodny, nie mam zastrzeżeń do "rączki".


Działanie: Kolor to malinowa czerwień, choć sugerując się paletą barw od producenta myślałam, że będzie to cukierkowy róż. Z biegiem czasu twierdziłam, że ten odcień podoba mi się o wiele bardziej, także jestem zadowolona.
Muszę przyznać, że kosmetyk bardzo dobrze schnie na paznokciach. Już po kilkunastu minutach cieszę się idealnie suchymi pazurkami i mogę wykonywać wszelkie czynności.
Blask jest po prostu niesamowity. Paznokcie wyglądają o wiele lepiej. Odwraca uwagę od mikrouszkodzeń płytki, przy czym błysk nie jest zbyt sztuczny.
Trwałość jest typowo przeciętna. Utrzymuje się w stanie nienaruszonym ok. 3 dni. Nie ściera się przy końcówkach i nie odpryskuje.



(zdjęcie oczywiście mojego autorstwa dla DONEGAL)

Ocena ogólna: Lakier jest naprawdę świetny. Z przyjemnością poszerzę swoją kolekcję o kolejne kolorki. Podsumowując:
+kolor jest nasycony i soczysty,
+piękny blask paznokci,
+szybko zasycha,
+dobra trwałość,
+wygodna aplikacja,
+mała buteleczka.

A oto paleta barw stworzona przez członkinie Klubu Kejt:




Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.

12 mar 2013

Przesyłki: zapowiedź testowania Efektima oraz próbka prOVag

Po długotrwałej ciszy, wreszcie zawitały u mnie wyczekane przesyłki. Pierwszą z nich jest paczka z produktami do testowania od Efektimy. Drugą zaś jest zamówiona przeze mnie jakiś czas temu próbka żelu prOVag.


5 maseczek od Efektimy, bardzo się cieszę, gdyż nadchodzi wiosna, a kondycja mojej cery pozostawia wiele do życzenia.


Serum modelujące do biustu. Jestem bardzo ciekawa efektu, nie ukrywam, że mam wobec niego spore wymagania. Wysoka poprzeczna została ustawiona przez podobny specyfik od Eveline.


Kuracja antycellulitowa. Wierzę, że choć odrobinę pomoże mi w walce z cellulitem. Najbardziej jednak liczę na redukcję tkanki tłuszczowej. Mam nadzieję, że w połączeniu z ćwiczeniami proces ten znacznie przyspieszy.


I próbka żelu intymnego prOvag. Gratis otrzymałam zwykły kalendarzyk oraz menstruacyjny.

Jestem bardzo zadowolona z dzisiejszego przeglądu poczty.

10 mar 2013

Lovely, maskara False Lashes

Jakiś czas temu wspominałam, że dostałam do testowania trzy maskary Wibo//Lovely. Swoją ulubioną już zrecenzowałam, teraz czas na kolejny świetny produkt od Lovely.
Producent obiecuje spektakularny efekt sztucznych rzęs. Czy warto mu zaufać? Przeczytajcie recenzję do końca.


Opakowanie: Jest ładne, zgrabne, poręczne. Utrzymane w odcieniach różu. Zawiera 11g tuszu. Niestety, napisy bardzo szybko i łatwo się ścierają.

Kolor: Czerń tuszu jest naprawdę nasycona. Idealnie pokrywa moje niemalże bielusieńkie rzęsy.

Szczoteczka: Jest duża, zawiera pełno włosków. Do złudzenia przypomina Colossal Volum od MNY. Kiepsko rozczesuje i rozdziela rzęsy, ale mi na tym nie zależy. W połączeniu z innym tuszem czy grzebykiem, fakt ten nie jest problemem.
Minusem jest także to, że szczoteczka nabiera dużą ilość tuszu, jest bardzo mokra, przez co łatwo nabawić się efektu lekko sklejonych rzęs.


Konsystencja i wydajność: Raczej normalna, typowa. Tusz jest wydajny.

Działanie: Rzęsy są naprawdę genialnie wydłużone i pogrubione, jednak nie zauważyłam obiecanego efektu   sztucznych rzęs. Maksymalnie podkreśla oko, a rzęski wydają się gęstsze. Przy odpowiednim manewrowaniu szczoteczką można uzyskać efekt idealnie podkręconych rzęs, jak po użyciu zalotki. Trzeba jednak nabrać trochę wprawy.
Można nałożyć max. 2-3 warstwy. Oko jest wyraźne i piękne, a rzęsy nie są nieestetycznie posklejane.
Ponadto nie kruszy się, nie osypuje, nie rozmazuje, nie znika w ciągu dnia. Generalnie trwałość oceniam jako bardzo dobrą.
Stosowanie maskary nie koliduje z użytkowaniem soczewek. Nie podrażnia, nie uczula.


Ocena ogólna: Rzęsy są takie jak lubię, czyli długie, grube i gęste. Oko jest wyraźnie podkreślone, a na tym mi zależy. Ponadto włoski nie są sklejone, a trwałość jest niemalże doskonała. Łatwo się nakłada, demakijaż też nie sprawia problemów.
Bardzo lubię tę maskarę, z resztą jak większość od Wibo czy Lovely, a ta należy do jednych z ulubionych. W skali szkolnej oceniam ją na mocne 4+.




Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt. Fakt ten nie ma żadnego wpływu na moją ocenę.

Parę wskazówek dotyczących pielęgnacji włosów

Jak powszechnie wiadomo, niewłaściwa pielęgnacja włosów może doprowadzić do ich wysuszenia i/lub zniszczenia.
Od jakiegoś czasu próbuję zregenerować swoje mocno zniszczone końce przez rozjaśnianie (i zmienianie koloru włosów, jednak zawsze wracam do blondu) oraz prostowanie. Chciałabym podzielić się z Wami kilkoma prostymi wskazówkami odnośnie pielęgnacji. Większość zapewne jest Wam dobrze znana, lecz mam nadzieję, że niektóre z porad okażą się użyteczne.


1. Szampon należy spłukiwać 3 razy dłużej, niż się go aplikowało. Resztki produktu przyczyniają się do braku połysku.

2. Nie wolno rozczesywać mokrych włosów szczotką. Są wtedy wrażliwe i łatwiej jest je "wyrwać" czy poniszczyć. Najpierw należy rozczesać kosmyki grzebieniem o rzadko rozstawionych ząbkach. 
Najlepiej czesać/szczotkować włosy, gdy są już całkowicie suche. I oczywiście warto wymienić szczotkę na tę z naturalnym włosiem, są o wiele łagodniejsze.

3. Odżywki nie regenerują włosów. Pomagają nam tylko w ich rozczesywaniu. Zadanie odbudowy należy do maseczek, które notabene należy stosować co najmniej 3 razy w tygodniu.

4. Nie wolno suszyć włosów gorącym strumieniem. Lepiej zaopatrzyć się w suszarkę z chłodnym nawiewem i suszyć ok. 30 cm od nasady. Wtedy włosy nie niszczą się aż tak.

5. Regularne podcinanie końcówek wcale nie pomaga w intensywnym poroście włosów. Faktycznie, kosmyki szybko wracają do dawnej długości (oczywiście jeśli podetniemy je do kilku cm), ale nie ma to żadnego wpływu na szybszy wzrost.


6. Ozdoby i akcesoria do włosów niszczą je. Przede wszystkim dlatego, że zawierają m.in. metalowe wykończenia, które przecierają włosy przez co są słabsze, a w konsekwencji kruszą się. Dlatego najlepiej stosować gumki do włosów bez elementów ozdobnych. 

7. Nie wolno zasypiać z mokrymi bądź wilgotnymi włosami. O wiele łatwiej się wtedy niszczą: kruszą, rozdwajają, wypadają. Lepiej wybrać mniejsze zło i wysuszyć je przed snem.

8. Silikony mają zarówno kiepski jak i zbawienny wpływ na włosy. Nie powinien być w szamponie- utrudnia dokładne oczyszczenie skóry głowy i może niepotrzebnie obciążać czy przyspieszać przetłuszczanie. Warto natomiast stosować jedwabiu do włosów. Doskonale chroni przed czynnikami zewnętrznymi oraz urazami mechanicznymi.

9. Środki do stylizacji niszczą włosy. Wszelkie żele, pianki, gumy etc. mają naprawdę zły wpływ na włosy. Lepiej ograniczyć stosowanie tych produktów do absolutnego minimum.

10. Olejowanie włosów nawilża, odżywia i regeneruje. Oczywiście przy regularnym stosowaniu. Może także zahamować nadmierne przetłuszczanie się skóry głowy, ale również obciążyć włosy. Należy zmywać je łagodnym szamponem. Włosy są gładkie, miękkie i lśniące.


11. Jesteś tym, co jesz. Czyli zdrowa dieta ma bardzo duży wpływ na włosy. Warto spożywać regularnie warzywa i owoce, a także ryby, które mają znaczny wpływ na zdrowie i kondycję włosów (a także na skórę i paznokcie). Warto pić także dużo wody. Warto także uzupełnić dietę w suplementy.

12. Sprawdzaj składy. Należy omijać szerokim łukiem produkty do pielęgnacji włosów zawierające w składzie alkohol, który wysusza włosy. Najlepiej unikać także silikonów, parabenów, sls'ów etc.

13. Ważna zasada: omijaj nasadę. Skóra głowy potrzebuje tylko i wyłącznie oczyszczenia. Włosy przy nasadzie są zdrowe i gładkie, a produkty odżywiające są po prostu zbędne. Ponadto zatykają pory skóry. Włosy mogą się o wiele bardziej przetłuszczać. Odżywki i maseczki należy stosować tylko i wyłącznie na końcówki (najlepiej od linii ucha w dół).

14. Aby umyć włosy wcale nie musisz używać szamponu! Produkt ten zawiera różne chemikalia, oczyszcza skórę nie tylko z zanieczyszczeń, ale i z cennych wartości odżywczych produkowanych przez nasze gruczoły. Włosy możesz myć także sodą czyszczoną i octem jabłkowym.

15. Dużo śpij, relaksuj się, odpoczywaj. Stres powoduje nadmierne, niepotrzebne wypadanie włosów. Własnie dlatego kosmyki chętniej i szybciej rosną latem- jesteśmy wypoczęci i zrelaksowani.



To by było na tyle jeśli chodzi o pierwszą część. Mam nadzieję, że mimo, iż porady są banalne, w niektórych przypadkach okazały się przydatne.
Macie swoje wskazówki dotyczące pielęgnacji włosów?

9 mar 2013

Tołpa, oczyszcający szampon normalizujący

Niestety, jestem posiadaczką włosów przetłuszczających się u nasady i suchych jak wiór końcówek. Głowę muszę myć codziennie, więc szampony zużywam litrami miesięcznie.
Postanowiłam coś zrobić z problemem wiecznie tłustych włosów i zaczęłam od oczyszczającego szamponu normalizującego od Tołpy. Czy naprawdę działa? Dowiecie się już za moment.


Opakowanie: Zwykła buteleczka o niewielkiej pojemności 200 ml. Na szczęście jest przezroczysta, więc doskonale widać zużycie produktu. Nakrętka na typowy "klik", dzięki czemu mam gwarancję, że samoistnie się nie otworzy. Generalnie opakowanie jest wygodne i poręczne, idealny do podróży.

Wydajność: Oceniłabym na przeciętną, nie pieni się zbyt intensywnie, przez co zużycie szamponu wzrasta. Jednakże nie trzeba zużywać go w nie wiadomo jakich ilościach. Jest średnia i tyle. Konsystencja jest rzadka, lekko żelowa. Przypomina oliwkę dla dzieci.

Zapach: Naturalny, ziołowy, aczkolwiek przyjemny. Zdecydowanie największy atut kosmetyku.


Działanie: Szampon spełnia swoje podstawowe zadanie- doskonale oczyszcza. Pieni się przeciętnie, ale za to szybko i sprawnie spłukuje. Nie pozostawia sianka. Ale także nie wyglądają dobrze. Są skłonne do elektryzowania się, puszące, poplątane. Brak im blasku i witalności.
Jednakże największą wadą jest to, że nie normalizuje pracy gruczołów łojowych. Praktycznie nie ma żadnego wpływu na przetłuszczające się włosy. Jednak nie obciąża i nie przyspiesza przetłuszczania.
 Nie oczekiwałam od niego zbyt wiele, a jednak mnie rozczarował.


Ocena ogólna: U mnie niestety szampon się nie sprawdził. Faktycznie dobrze oczyszcza, ale nie spełnia obietnicy producenta. Nie hamuje przetłuszczania włosów. Ponadto są w kiepskim stanie po użyciu- poplątane i matowe.
Jedynym plusem jest oczywiście zapach. No i wygodne, poręczne opakowanie.
Produkt niestety nie spełnił moich oczekiwań. Oceniam go na mocną 3, ale to tyle.


Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.

Lovely, maskara Volume Booster- NOWOŚĆ!

Maskar używam odkąd sięgam pamięcią. To jedyny kosmetyk bez którego nie wyjdę z domu i od którego jestem maksymalnie uzależniona.
W swojej kolekcji miałam już najróżniejsze rodzaje od wydłużających przed podkręcające do pogrubiających. Jednak nigdy nie miałam maskary i odżywki w jednym, aż poznałam Volume Booster od Lovely.


Opakowanie: Raczej standardowe, choć kolor napawa optymizmem i umila użytkowanie tuszu. Zawiera 8g produktu. Całość prezentuje się ładnie.

Kolor: Dobrze napigmentowana, nasycona czerń. Na moich niemalże bielusieńkich rzęsach robi wrażenie. Jestem zadowolona.

Szczoteczka: Silikonowa, z milionem włosków. Ostatnimi czasy takie właśnie szczoteczki należą do moich ulubionych, więc jak dla mnie rewelacja. Idealnie rozczesuje i rozdziela.
Jedynym minusem jest to, że wydobywa małą ilość tuszu, więc jest dość sucha. Mnie to jednak nie przeszkadza, bo przy dwóch warstwach jest ok, a efekt zachwyca. Nie ma mowy o nieestetycznych grudkach, ani tzw. pajęczych nóżkach.


Konsystencja i wydajność: Myślę, że jedno wpływa na drugie. Tusz nie jest zbyt suchy, jak dla mnie idealny, a przez to i wydajny mimo swojej stosunkowo niskiej pojemności.

Zapach: Dotychczas niezupełnie zwracałam na niego uwagę z racji tego, że woń maskar nie należy do najprzyjemniejszych. Traktowałam je raczej neutralnie. Jednak muszę przyznać, że ten tusz pachnie delikatnie, ale naprawdę miło go powąchać.

Działanie: Tusz pięknie podkreśla rzęsy, nadaje im intensywny kolor. Przede wszystkim włoski są pięknie wydłużone i pogrubione, a nawet lekko podkręcone. Ten ostatni efekt uzyskuję przy delikatnym obracaniu szczoteczki.
O idealnym rozdzieleniu i rozczesaniu już wspominałam, ale naprawdę jestem tym zachwycona. Często się spóźniam tudzież zasypiam i na makijaż mam niewiele czasu, więc przeważnie robię sobie krzywdę maskarą w postaci tragicznie posklejanych rzęs. Z tą nie muszę się już na szczęście tego obawiać.
Ponadto trwałość miło mnie zaskoczyła. Po całym dniu makijaż oka nadal jest nieskazitelny, nie kruszy się i nie osypuje.


Ocena ogólna: Ten tusz to recepta na piękny makijaż oka przez cały dzień. Niestety nie zauważyłam jako takich właściwości odżywiających i pielęgnacyjnych, być może potrzeba na to trochę więcej czasu.
Generalnie jestem zadowolona, pięknie rozdziela i wydłuża rzęsy, a także lekko je pogrubia i podkręca. Nie kruszy się, nie osypuje i nie znika w ciągu dnia. Nie zauważyłam podrażnienia moich wrażliwych oczu. 

Podsumowując, maskary Wibo oraz Lovely naprawdę bardzo sobie chwalę. Są dowodem na to, że cena nie zawsze idzie w parze z jakością, a perełkę z kolorówki możemy znaleźć nawet wśród produktów poniżej 10 zł.
Ten tusz zrobił na mnie nie lada wrażenie i będę do niego wracać częściej. Jeśli miałabym ocenić go skalą szkolną otrzymałby ode mnie:
4+

Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.


A Wy, co sądzicie o maskarach Wibo/Lovely?


Labels

Powered by Blogger. Blogger Template by Intikali.org. Supported by Iskael and BlogSpot Design.